Zwróćmy uwagę, że głosząc zmartwychwstanie, uczniowie Jezusa czynili to jako naoczni świadkowie, i to wówczas, gdy żyli jeszcze ludzie pamiętający wydarzenia, o których mówili. W 56 roku po Chr., a prawdopodobnie nawet wcześniej, św. Paweł pisał, że ponad 500 osób widziało zmartwychwstałego Jezusa i że większość z nich nadal żyje (1 Kor15,6nn). Jest rzeczą niemożliwą, aby pierwsi chrześcijanie wymyślili taką bajkę, a następnie rozgłaszali ją pośród tych, którzy łatwo mogli ją obalić, choćby tylko pokazując martwe ciało Jezusa.
W dniu ukrzyżowania przepełniał ich smutek, w pierwszym dniu tygodnia radość.
W chwili ukrzyżowania nie było w nich nadziei, a pierwszy dzień tygodnia ich serca rozpalało przekonanie i nadzieja.
Kiedy wieść o zmartwychwstaniu rozniosła się po raz pierwszy, nie dowierzali i trudno było ich przekonać, ale kiedy nabrali pewności nigdy potem nie zwątpili.
Co może tłumaczyć tak zdumiewającą przemianę w tych ludziach w tak krótkim czasie? Samo usunięcie zwłok z grobowca nigdy nie mogłoby przemienić ich ducha i charakteru. Trzy dni to za mało na powstanie legendy, która mogłaby wywrzeć na nich taki wpływ. Proces kształtowania się legendy wymaga czasu. To fakt psychologiczny nie wymagający wyjaśnienia
Pomyślmy o charakterze świadków, mężczyznach i kobietach, którzy przekazali światu najwyższej próby nauki etyczne jakie kiedykolwiek znano, i którzy nawet w relacjach swych nieprzyjaciół żyli Zgodnie z nimi. Pomyślmy o psychologicznej absurdalności obrazu niewielkiej grupki jednego dnia kryjącej się w pomieszczeniu na górze, a parę dni później przemienionej w armię, której nie może uciszyć żadne prześladowanie I o próbie przypisania tej dramatyczniej zmiany banalnej historyjce, którą usiłowali wcisnąć światu. To po prostu nie miałoby sensu.